Osiem wieków później
Świat jest pełen
zielonych pluskiew
posiadaczy telewizorów
witaminy ce
złodziei trupów
tych co fałszywie pokrzykują
na ulicy dobroczynnej
co piątek po południu
w czasie kiedy przedstawiam wam
pięciu kandydatów
do tytułu mister uniwersum
śródziemnomorski klimat
pomyślny dla zasiewów
pieniącą się pastę do zębów
moje biedne szczęście
śmieszna dziewczyna
z czarnymi perłami
przemierza teksas wzdłuż
i wszerz
może za tysiąc dolarów miesięcznie
potępia amerykańską interwencję
otwiera muszle
szuka wnuków dżingis chana
waszej definicji demokracji
a ja istnieję
taki jaki jestem
dzięki butelce piwa
i trzem smażonym jajkom
na przestronnym tarasie
hotelu hiltona
osiem wieków później
z elektronicznym językiem
na balkonie
ni na niebie ni na ziemi
Zielone lilie Australii
nad brzegiem morza kupię
żółty dom
drewniane krzesło
dolinę wielkich królów
z czasów przednapoleońskich
zielone lilie
australii
rurociąg
kolej żelazną
na antarktydę
coś o czym zawsze marzyłem
oceany
morsy
helikoptery
autorzy mojej biografii
pomińcie wietrzną ospę
srebrną łyżeczkę
pakt atlantycki
przetarte portki
na zadku
ja obserwuję ze swojego progu
wielką mgławicę w andromedzie
moja niebieska koszula
jak niewinne dziecko
nakręca budzik i
podpisuje umowę
w sprawie rozbrojenia
bystre nogi poezji
zapowiadają wulkany
siedemnaście lat deszczowych
dla babilonii
umarli nadciągają
w złotych trumnach
wstań
podnieś swoją rękę
nie zapomnij o mnie
Znów dosiadam Rosynanta
siedem dni
i siedem nocy opłakiwałem
komendanta che
w dwóch najbardziej deszczowych miastach
północnej francji
na zakrwawionej ziemi
w spienionym powietrzu
górę pajęczą
powitałem szubienicami
ale nie mówcie mi
że jestem w dwudziestym wieku
rok siedemdziesiąty drugi
dzień pięćdziesiąty
niech to powie jabłko
i niech powie czerw
o łaskotliwych nóżkach
czarodziejskie zwierciadło
prometeusz
przykuty na księżycu
ja zmartwychwstaję
z wieloma rzeczami
o których nie należy zapominać
kupuję piorunochron
lody z truskawkami
czwartą część ludzkości
planeta śpi
w lepkiej przestrzeni
mojej odciętej ręki
wciąż jeszcze na spuście
znów wyruszam w drogę
znów dosiadam rosynanta
Rzuć swoją broń
wieczorem kiedy rozkwitają
czerwone porzeczki
pod ciepłym łożem
w krajach europy zachodniej
pszczółka suchotnica
kontroluje przepełnione pociągi
słońce nad skandynawią
równouprawnienie narodów
ale ja już rozpoznaję
te kwiaty szybsze od telegramów
dokładną ewidencję
złotych myszy w waszej bieliźnie
szwajcarów w delirium
po pierwszym akcie
komety
czterdziestu siedmiu lekarzy
którzy rzucili palenie
tylko to nie wystarczy
jak znaleźć pracę
na stacjach benzynowych na księżycu
chwilowo zajęty
polowaniem na czarownice
w błękitno-zielonym pokoju hotelu bellevue
zagadki pozostają nierozwiązane
nowy cesarz cygański
na południu lekki deszczyk
konferencja na szczycie zablokowana
uspokój się serce
okrążone radarami
rzuć swoją broń
zakończymy podróż
CZY ŚNI WAM SIĘ WÓDZ KARTAGINY
przez waszą głowę przeleci samolot
którego nigdy wam nie pokazałem
z kryształowymi kołami
i w szarym swetrze
ale w biciu moich kości
gwiezdna księga zaszumi wieczorem
niemiły kwiecień pochylony
nad zapalonym psem
bóg biegnący za swoim kochankiem
złapcie go on lubi wątrobę
i ciastko z marchwi
z rozwartą paszczą
w dniu pełni księżyca
uśmiercę pożądliwe krzywizny apeninów
was którzy nie patrzycie w lico ziemi
noworodek w uchu białego rumianku
szczury i kruki
na dżdżystych drogach
czy pijecie sfermentowane mleko kobyle
czy śni wam się wódz kartaginy
podczas pogodnych nocy
w kurzu i krwi
jak podchodzicie do człowieka w chwili
kiedy się wszystko kończy
Obserwuję was sternicy i kapitanowie
w zielonej latającej łodzi
w tym roku odwiedziłem puszcze
poznałem każdego i zrozumiałem wszystko
luna-20 wchodzi na orbitę
spożywamy śniadanie pod pogodnymi gwiazdami
pod drzewem z fiołkowego złota
umawiamy się na spotkania w honolulu
teraz kiedy ćwierkają wieczorne zegary
myszy chodzą po gładkich ścianach
przyznaję nigdy bym się nie zgodził
być wędziskiem hamletem czy portalem
ale jak buldog
co delikatnie macha ogonem
góra co się nie powołuje na boga
muzykalna marchew pod nogą łabędzia
obserwuję was sternicy i kapitanowie
zimowe pastwiska możliwości dialogu
kościste ręce sztuki głodowania
prawdopodobne klęski nieprzemyślane granice
w tłustej ziemi błękitny płomień trupów
w środku nocy jak górskie żyto na deszczu
Naszym jedynym przyjacielem była papuga
wasza wizja przyszłości
nic z tym u mnie nie wskóracie
kobieta nie jest panią swojego ciała
w sobotę nie będzie świeżego chleba
dlaczego kroczycie tak wielkimi krokami
wróćmy na ziemię
czuję coraz większe ciśnienie technokracji
smaczny sos z żółwiego mięsa
konsumenci zabijajmy
zgodnie z planem nieprzyjaciół bogów i ludzi
zakładam ze nie przesadziliście w piciu
wciąż jeszcze nie jest za późno
żebyście wzięli udział w premiowanej wielkiej
grze
naszym jedynym przyjacielem była papuga
z nadzieją w przyszłość
podejdźmy i ostrożnie zajrzyjmy jej w dupę
Znalazłem
znalazłem
wielką ranę
w piersi
jest to szczególna rana
jednak nie zwracam już na nią
większej uwagi
tam jest motyl
ze swoim spiczastym
tyłkiem
tam jest szczur
ze swoim czerwonym
językiem
tam jest mróz
ze swoimi ciepłymi
zębami
Stosunek
nie czyń nigdy
miłości cielesnej
kiedy jesteś: zmęczony
gniewny, pijany
zirytowany i podniecony
przed aktem
posmaruj żołądź
łojem lub olejem
gdyż olej
utrudnia
dostęp rzeczom nieczystym
do środka pod skórę
w chwili stosunku
trzeba być spokojnym
i bardzo powściągliwym
absolutnie nie należy
dwa razy pod rząd
obcować cieleśnie
gdyż jest to z wielu powodów
bardzo niebezpieczne
członek trzeba wyjąć
zaraz po wytryśnięciu materii
Jak w zmiażdżonym wnętrzu konia
jak uchronić życie
w czarnym lesie wieżowców
gorzkie mleczko dmuchawca
srokę skrzeczącą
wiatr pod piętami
brzuch przed tyciem
popatrz kolumb odkrywa amerykę
bomby napalmowe
i okienka banków
dzielny nowy świat
brudnoszare psisko
czyż go nie poznajesz
jak w zmiażdżonych wnętrznościach konia
białaczka
tysiące ton nitrogliceryny
apopleksja
tajne łodzie podwodne
a mój język dopiero narodzony
i dopiero rozpalony
kobuz w locie
dziś rano wychodzi
dwunastego lutego
jak joker na nieokreślony czas
rozlewa wino z czarnego bzu
nie wierzy mieszkańcom mezopotamii
europie środkowej
kukułce
włazi do czołgu
chrzci okręty
obiady spożywa na oceanie spokojnym
dopóki mrozy trzymają
Przełożył Grzegorz Łatuszyński
|